Fotowoltaika dla biznesu

Niektórzy patrzą na fotowoltaikę tylko przez pryzmat domów jednorodzinnych i kilkuosobowych ekip chodzących po dachach. To zupełnie nie jest ten rynek. To dopiero początek – twierdzi Marcin Frączek, prezes zarządu Nasz Prąd. Można założyć, że wie, co mówi, skoro przychód kierowanej przez niego i dwóch wspólników firmy urósł w 2021 r. do 16,1 mln zł, wobec 4,2 mln zł rok wcześniej. Zysk netto sięgnął w ub.r. 3 mln zł, a w tym szefowie Naszego Prądu liczą na czterokrotnie wyższy. I to wszystko bez kredytów, za to z ambitnymi planami debiutu giełdowego do końca roku.

Choć Marcin Frączek, Artur Mazurkiewicz i Michał Kapica znają się od lat, to spółkę Nasz Prąd założyli dopiero w 2019 roku. Wcześniej jednak zdobywali doświadczenie w biznesie, w tym także na rynku energetycznym. W ramach poprzedniej działalności świadczyli usługi partnerskie dla firm, przyglądali się branży fotowoltaiki, uczyli się rynku i poznawali jego bolączki. W końcu zrozumieli, jak chcą budować biznes w tej branży. – Chcemy się pozycjonować jako duża firma, która cały czas trzyma wysoką jakość. Korzystamy tylko z własnych ekip montażowych, dotrzymujemy terminów realizacji. To się opłaca, bo zadowoleni klienci nas polecają. Na rynku zdominowanym przez ekipy składające się z przebranżowionych osób po tygodniowym szkoleniu rzadko się słyszy, że jakaś firma robi to dobrze i rzetelnie. Nawet nie musimy się specjalnie reklamować – mówi Artur Mazurkiewicz, wiceprezes Naszego Prądu.



Przedsiębiorcy przekonują, że na rynku wyróżniają się jako największa firma, która nie korzysta z zewnętrznych ekip montażowych. Zamiast tego blisko połowę z 60 pracowników firmy stanowią zatrudnieni na etacie monterzy. Pozwala to na obsługę około 150 klientów indywidualnych i montaż instalacji o mocy około jednego megawata miesięcznie. To kilkakrotnie mniej niż liderzy rynku, ale Nasz Prąd ma pełną kontrolę nad jakością wykonania instalacji. Zresztą firma cały czas rośnie i podbiera specjalistów konkurencji. – Dbamy o pracowników i dajemy najlepsze na rynku możliwości rozwoju. Teraz szykując się do planowanego do końca roku debiutu giełdowego, zaoferowaliśmy im opcje na akcje. Mamy ambitne plany i chcemy zatrzymać najlepszych specjalistów – mówi Frączek. Plany rozwoju nie oznaczają tylko zwiększenia skali, ale przede wszystkim dywersyfikację biznesu. Wynika ona z przewidywanych zmian rynkowych. Wchodzące w życie w kwietniu nowe przepisy zmienią zasady rozliczania produkcji energii elektrycznej z OZE dla klientów indywidualnych. Zmniejszy to opłacalność instalacji fotowoltaicznych i zapewne popyt na nowe instalacje. Co prawda zdaniem właścicieli Naszego Prądu zmiany będą mniejsze, niż się dziś mówi, a obecna narracja ma na celu przede wszystkim napędzenie klientów, to jednak prawdopodobnie w 2021 r. osiągnęliśmy w Polsce szczyt zainstalowanej mocy instalacji fotowoltaicznych w gospodarstwach domowych. – To było ok. 2 GW instalacji na domach jednorodzinnych, przy zaledwie 300 MW u klientów biznesowych. Zakładamy, że w perspektywie dwóch lat rynek się odwróci. Dlatego od początku zabiegaliśmy o kontrakty z firmami. Blisko połowę naszej sprzedaży stanowią klienci firmowi. Mamy już na tym polu doświadczenie, którego reszta rynku dopiero musi się nauczyć – przekonuje Artur Mazurkiewicz. Klient biznesowy oznacza zwykle większe instalacje. Największa, którą obecnie realizuje Nasz Prąd, ma mieć moc 500 kW i przy obecnych cenach prądu będzie przynosić właścicielowi około 500 tys. zł oszczędności rocznie. Oznacza to, że cała inwestycja zwróci się w niecałe pięć lat. Właściciele Naszego Prądu są przekonani, że polscy przedsiębiorcy potrafią liczyć i przekonali się już do fotowoltaiki, a rosnące ceny energii tylko zwiększą rynek B2B. Firma zbudowała też dział odpowiedzialny za przetargi i zamierza wejść mocno w segment zamówień publicznych ze strony jednostek samorządu terytorialnego.

KOLEJNYM KIERUNKIEM ROZWOJU MOŻE BYĆ EKSPANSJA ZAGRANICZNA
bo wciąż wiele państw w Europie ma gorzej rozwiniętą fotowoltaikę. Na razie jednak brakuje zasobów, by w pełni wykorzystać potencjał rodzimego rynku. Jest więc to pieśń przyszłości. Wspólnicy z Wrocławia są za to przekonani, że znacznie szybciej rozwiną się krajowe rynki innych produktów, na których Nasz Prąd jest już obecny lub do których się przymierza. To m.in. pompy ciepła, banki energii, które zyskają na znaczeniu po kwietniowej zmianie przepisów o rozliczaniu energii z OZE, a także ładowarki do samochodów elektrycznych. – Sądzę, że już w połowie roku pojawi się dużo firmowych klientów na ładowarki elektryczne. Liczba samochodów elektrycznych na polskich drogach gwałtownie rośnie i kierowcy będą musieli gdzieś „tankować”. Klienci chętniej wybiorą się na zakupy do takiego sklepu, w którym będą mogli doładować baterię w aucie. Branża handlowa prędzej czy później w to wejdzie – przekonuje Frączek. Zróżnicowanie rynku odbiorców i kompetencji produktowych, oprócz zwiększenia skali biznesu, ma jeszcze jeden istotny aspekt. Jak przekonują przedsiębiorcy, zapewnia stabilność prowadzenia biznesu oraz zmniejsza wrażliwość na zagrożenia regulacyjne. – Jeżeli jakiś fragment rynku przestanie być opłacalny, to przerzucimy siły na inny, który mamy już dobrze rozpoznany. Ja tak naprawdę nie jestem innowacyjny. Nie lubię być pierwszy i sparzyć sobie rąk. Natomiast na tyle szybko wchodzimy w różne biznesy, żeby zdążyć na nich zarobić. Spieszymy się jednak powoli, tak by nie odpuścić jakości. Zresztą tempo wzrostu 400 proc. rocznie mnie zadowala – podsumowuje Marcin Frączek.

~~ Źródło: Forbes, Autor: JAN BOLANOWSKI